sobota, 6 marca 2010

Okiem obietywu

Na szlakach amerykanskich parkow narodowych najczestrzym zdaniem, ktore slyszalam od Amerykanek, bylo „Should I take a picture of you both?“, czyli „Czy chcielibyscie zebym zrobila Wam zdjecie?“ Czasami zdarzylo sie takze „Czy moglabys nam zrobic zdjecie?“ Jedyne zdanie, ktore nigdy nie padlo to „Czy mozemy sobie zrobic z Toba zdjecie?“ Ba, nie jestesmy w koncu w Chinach.

Jak juz czasami dalam sie skusic na oferte sfotografowania mnie na tle obiektu historycznego czy tez przyrodniczego, to rezultat byl oplakany. Zdjecie albo nie ostre, albo ja zaslaniam 80% obiektu, albo ktos posluzyl sie zoomem, wiec w rezultacie wyszedl portret (wolny od skojarzen miesca i czasu) a nie widok upiekszony moja osoba.

Najwiekszym rozczarowaniem byla jednak fotografia z wezem boa w Wietnamie. Los uwietrznienia tego momentu oddalam Japonczykowi. Ja przezwyciezylam strach trzymajac weza na ramionach, a na zdjeciu waz wyglada bardziej jak karnawalowe boa niz gad. W obiektywie nie znalzlo sie miejsca na ani na glowe weza ani na ogon.

A skoro juz o Azjatach mowa, mieszkancy Dalekiego Wschodu wstydza sie generalnie poprosic o zrobienie im zdjecia. Japonczycy unikaja tego zachodu nie ruszajac sie z domu bez statywu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz