W wietnamskich miastach roi sie od restauracji i ulicznych jadlodajni. Male lokalne imbisy goszcza gosci przy plastikowych stolach i na plastikowych krzeslach tudziez taboretach. Wielkosc miejsc do siedzenia zalezy od wielkosci przybytku, od europejskich rozmiarow dla doroslych po zydelki dla przedszkolakow. A lokalni goscie nawet sobie chetnie przykucna.
Wietnamscy kucharze umieja takze przygotowac dania, ktore na stol nie tylko trafiaja gorace, ale i zsynchronizowanie. W koncu wszyscy chcemy jesc razem. Moze ktos by powiedzial, ze nie ma czego podziwiac. A jednak po dlugoletnim pobycie w Chinach, mozliwosc takiego serwisu w Azji jest zachwycajaca.
Samo menu dostepne jest w jezyku angielskim i francuskim, dosc akuratne i wolne od literowek.
Ale jak to sie dzieje, ze nie jedna nie druga Sajgonska restauracja z miejscem na mniej wiecej 30 gosci ma menu na 40 stron i moze przygotowac dania od kuchni wietnamskiej po wloska, meksykanska, czy japonska, o daniach kosmopolitarnych takich jak salatka cesear juz nie wspomne.
sobota, 29 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz