Glowa juz boli od reklam w Stanach przesyconych jednym przeslaniem. Dzieki danym produktom, uslugom, firmom, konsument moze “zaoszczedzic”. Spytalam kilku Amerykanow, czy takowe reklamy to efekt kryzysu gospodarczego, ale oni zapewnili mnie, ze tak bylo zawsze. Naprawde w Ameryce? W kraju nastawionym na konsumpcje jak zaden inny?
Taktyki promocyjne takze zeruja na konsumeckiej checi oszczedzania. Podczas gdy sprzedawcy patrza na rozrzutnika jak na glupca. Klade na lade jeden batonik za 1.19 dollara. Sprzedawca informuje "Dwa za dwa dollary". "Dziekuje, kupuje tylko jeden". "Jezeli kupisz dwa, zaoszczedzisz, 38 centow" mowi sprzedawca. "Dziekuje, wezme ten jeden tylko". Sprzedawca juz tylko kreci glowa.
W hypermarkecie Publix kasjer nie umieszka poinformowac mnie o tym, ze robiac dzisiejsze zakupy, zaoszczedzilam 4 dollary (chyba porownujac z cena jaka zaplacilabym w innej sieci sklepow). Mysle sobie, ale ja nie przyszlam do sklepu oszczedzac, tylko wydawac. Nikt tego nie rozumie.
Okazuje sie wiec, ze oszczedzanie jest w Stanach “sportem narodowym”. Oszczedzanie pomaga kupic wiecej produktow i zadluzyc sie na mniej (n.p. na 90 dollarow a nie na 100). Dzien bez oszczedzania jest w koncu dniem straconym.
niedziela, 24 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz