Kilka tygodni w Ameryce i przezywam pewnego rodzaju szok kulturowy, ktorego korzeni nalezaloby szukac w Chinach. Chodzi o mierzenie obcych zwrokiem. Amerykanie nie czuja sie dobrze jak sie na nich patrzy. Wlasciwie powiedzialabym, ze unikaja kontaktu wzrokowego z nieznajomymi. Ta przypadlosc jest wszechobecna nawet w uslugach. Do tej spory spotkalam tylko jedna osobe na kasie, ktora mowiac “Dzien dobry” i “Jak sie masz?” naprawde patrzyla na mnie jak na osobe a nie na klienta.
Gdzie w takim razie miejsce na Chiny? W Chinach patrzenie komus nieznajomemu prosto w oczy, np w metrze, jest kultorowo akceptowane. Chinczycy patrza z ciekawosci, z nudy, a czasami zeby wywolac to sploszenie typowe dla obcokrajowcow. Mozna sie jednak do tego przyzwyczaic i samemu obdarowywac wzrokiem wspolpasazerow. Nie ma w tym podtekstow, zlych zamiarow, czy agresji.
sobota, 30 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz