Popularne w calej Azji ciezarowki osobowe, po angielsku tzw. pick-up trucks, charakteryzuja sie stala ruta i brakiem wyznaczonych przystankow, co w praktyce oznacza, nieskonczenie wiele przystankow na zadanie. Wyjezdzaja z koncowego zazwyczaj kiedy sa pelne i przejezdzaja trase w tempie zgodnym z iloscia pasazerow, im wiecej pasazeru a takze ich bagazu, tym pojazd jedzie wolniej. A bagazu, oh bagazu, to nie jedna pani i pan moze miec naprawde duzo, nawet 3-4 razy wiecej ich wlasnej objetosci. Nikomu jeszcze nie przyszlo do glowy wprowadzic bilety bagazowe. Te pamietam w polskim PKS-iem. Student z plecakiem zawsze musial zaplacic za bagaz, a pani Kowalska jadaca z piecioma wypchanymi po uszy siatkami z Aldika nigdy.
Ale kontynuujmy o Birmie, “ciezarowki” obslugiwane sa przez (co najmniej) dwoch profesonalistow. Jeden to kierowca, drugi to kasjer bagazowy, upychacz, a takze promotor, krzyczacy dookola dokad pojazd jedzie.
Pojazdy spelniaja swoj cel wysmienicie. Przewoza pasazera z punktu A do B. W jakich warunkach (na dachu, na kucaka, na stojaco za blotnikiem) i jak dlugo, to juz jest nie wazne. Samopoczuciem i stracie czasu nikt tu sobie mysly nie zaprzata.
sobota, 10 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz