piątek, 23 października 2009

Kraj autentycznych usmiechow

Tajlandia promuje swoj kraj jako “Land of Smiles” – Kraj Usmiechow. Majac za soba czwarty pobyt w tym panstwie, niestety musze stwierdzic, ze nie widzialam ich za wiele. Zaskakujace sa takze frazesy reklamowe typu “friendly staff”, typowe dla hoteli, restauracji i barow. Czy aby napewno “przyjazna/sympatyczna obsluga” jest w kraju usmiechow znaczacym wyroznikiem firmy? Ten fakt wydaje sie tu raczej byc konieczny, zeby nie powiedziec oczywisty; choc w rownej mierze rzadko znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistosci. Pracownicy czesto przyjmuja kamienne twarze, borykaja sie ze znajomoscia angielskiego probujac ukryc ten fakt zaslaniajac reka nos i usta, tudziez nerwowo poprawiajac wlosy, nie znaja sztuki small talku a co dopiero konwersacji o swoim kraju i kulturze. Obydwa slogany kwalifikuje zatem jako puste obietnice.

Tytulowy slogan “Land of Genuine Smiles” przyznalabym za to Birmie. Tyle usmiechow, gestow machania reka, skinien glowa, czy pozdrowien po angielsku jak i w rodzimym jezyku, ludzi, ktorzy na turyscie nie zarobia, zaden z krajow polwyspu indochinskiego nie ma do zaoferowania. Goscinnosc Burmijczykow przewyzsza wytrenowane gesty i zachowania niejednej zalogi pieciogwiazdkowego hotelu.

P.S. Odnosnie kamiennych twarzy, Chinczycy na polwyspie indochinskim bija wszystkich. Dotego dochodzi cala plejada zachowan. Zero zainteresowania goscmi, oczy nie patrza wyzej niz rece, a glowa juz liczy pieniadze; siedza jak psy goncze u wejscia do prowadzonych przez nich restauracji z kasa przy boku. Super niesypmatycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz